Prywatny detektyw. Seriale a rzeczywistość

Prywatny detektyw w telewizji a w rzeczywistości.

Zdrady małżeńskie, szantaże, zastraszenia. To najczęstsze problemy, z jakimi ludzie przychodzą do prywatnych detektywów. Jeden z nich, prywatny detektyw Dariusz Korganowski z biura TOP Detektyw, pokazał nam z bliska, jak wygląda jego praca i czym różni się od tego, co pokazują seriale.

Prywatny detektyw na każdą sprawę musi poświęcić nawet kilka miesięcy, angażując w to
techników, prawników czy psychologów. Większość klientów umawia się z nim dużo wcześniej, a
nie przychodzi do biura z ulicy. Pomimo tego codziennie na skrzynce pocztowej czeka
przynajmniej kilka próśb o pomoc. Detektyw pracuje podobnie jak policjant – 24 godziny na dobę.
Tyle, że nie ma swojego rejonu patrolowego i każdego dnia musi przemierzać dziesiątki
kilometrów. – Dziś rozmawiamy w kawiarni w Łodzi, a jutro rano muszę być już w Szczecinie.
Pojutrze czeka mnie Warszawa, a co dalej, trudno powiedzieć. Tutaj wszystko zmienia się jak w
kalejdoskopie – mówi Korganowski.

W takich sytuacjach dużo ułatwia udział w Polskim Stowarzyszeniu Licencjonowanych
Detektywów. Przede wszystkim to wymiana kontaktów, doświadczeń, pomoc przy realizacji
nagłych zadań, ale i weryfikacja kandydatów na detektywów. – Okazuje się, że w takich
środowiskach też są czarne owce. Obiecują więcej niż mogą, wykorzystują niezbyt legalne metody
działania. Na szczęście szybko takie praktyki są odkrywane, a nieuczciwy detektyw prędzej czy
później kończy przygodę z zawodem – tłumaczy prywatny detektyw Dariusz Korganowksi.

Praca w tej profesji przez telewizję kojarzy się głównie z łapaniem przestępców. Sprawy
kryminalne trafiające do biur detektywistycznych to szantaże czy zastraszenia. Zdecydowanie
więcej jest jednak spraw z zupełnie innych kategorii – cywilnych i gospodarczych. – Od lat tematem
numer jeden są zdrady małżeńskie. W ostatnim czasie coraz chętniej z naszych usług korzystają też
przedsiębiorcy, którzy oczekują zabezpieczenia biznesowego. Chcą dowiedzieć się czegoś o
konkurencji, albo upewnić, że żaden z ich pracowników nie wynosi ważnych informacji poza mury
firmy – twierdzi prywatny detektyw.

Finał zlecenia czasem może okazać się niebezpieczny. Śledztwa kryminalne dość często łączą się z
przestępczością zorganizowaną. – Pamiętam sytuację na Pomorzu, kiedy od samego wjazdu na teren
województwa mieliśmy „ogon”. Jechali za nami lokalni gangsterzy, którym nie podobało się to,
czym się akurat zajmowaliśmy. W końcu zajechali nam drogę, ale na szczęście w porę zjawiła się policja – opowiada prywatny detektyw.

Współpraca prywatnych detektywów z policją to podstawa. W wielu przypadkach detektywi
dokonują ujęcia przestępcy, aby potem mogli go zatrzymać funkcjonariusze policji. Gdy sprawa jest
bardzo poważna – po prostu przekazują ją policji. Bardzo często też informują służby o swoich
działaniach, by w razie potrzeby dyżurny mógł w porę wysłać patrol na interwencję. Tak właśnie
było na Pomorzu przy konflikcie z gangsterami. Na takie okazje jak ta, duża część detektywów ma
też broń palną. – Około 90 procent prywatnych detektywów w naszym stowarzyszeniu to byli
funkcjonariusze różnych służb. Głównie to oni mają pozwolenia na broń, ale i tak raczej jej nie
używają. Muszą przestrzegać przy tym wszystkich przepisów i procedur – wyjaśnia Korganowski.

– Wbrew pozorom równie nieprzyjemne jak sprawy kryminalne są rozwiązania niektórych podejrzeń
o zdrady małżeńskie. Szczególnie wtedy, gdy po kilkunastu latach związku wychodzą na jaw
homoseksualne skłonności męża. Dla żon to nawet większy cios niż zdradzanie ich przez partnera z
inną kobietą – mówi właściciel biura Top Detektyw.

Najwięcej różnic między medialnym wizerunkiem detektywa a rzeczywistością widać przy okazji
konkretnych czynności śledztwa, takich jak obserwacja. – Obserwacja nie trwa wcale trzy czy cztery
godziny. Zdarza się, że za figurantem trzeba jeździć kilka tygodni czy nawet miesięcy, zauważyć
jakąś powtarzalność jego zachowań. A to wymaga czasu – ocenia prywatny detektyw Dariusz Korganowski.

Podobnie jest ze sprzętem elektronicznym, z którego detektywi korzystają w serialach. – Ustawa o
usługach detektywistycznych pozwala nam w zasadzie tylko na przetwarzanie danych osobowych.
Praktycznie nie możemy montować nadajników GPS, albo wejść do czyjegoś mieszkania i bez jego
zgody zainstalować kamer. W końcu inna sprawa, że nie ma kamer czy podsłuchów wielkości główki od
szpilki, które bez dodatkowego zasilania będą pracować kilkanaście godzin – podsumowuje
prywatny detektyw.

Opracował: Patryk Szulc

Leave a Comment